piątek, 29 kwietnia 2011

Żeby Was powkurzać jeszcze trochę*

The apparition of these faces in the crowd;
Petals on a wet, black bough.

In a Station of the Metro - Ezra Pound


Chciałam tylko powiedzieć, że nie otwierałam drzwi, po prostu 
zastałam uchylone i nic nie poradzę, nie mogłam się oprzeć 
porannemu podglądaniu. Światło liże stopy ciepłym językiem, 
łaskocze, a cienie ocierają się o kostki, wdzięczne i głuche 
kocięta. Kurczęta z łapkami pokrytymi łuską, za chwilę 
zgubią pióra, zmieniając się w jaszczury i będziemy płakać, 

że nie mamy co jeść, że cofamy się w czasie. Codziennie 
jedno spojrzenie rzucone do ogrodu jak kamień na dłonie 
kobiety, która obiera pomarańcze, po nadgarstkach spływa 
cisza. Puste butelki wbite w senną noc jak dodatkowe znaki, 
literówki popełnione przez pijanego. Gościa, który zapomniał 
rozpiąć spodnie, a teraz ciemnieją od moczu. Nieuchronność, 

monotonia, tykanie. Oddziela nas długość dłoni, wyciągniętych 
w powitalnym geście. Chcę ci powiedzieć, że stać mnie na jedno 
spojrzenie każdego dnia. Rzucone chyłkiem i bez zastanowienia, 
uśmiech taksówkarza jadącego ogrodową alejką, pocałunek dwóch 
chłopców na tylnym siedzeniu, błysk, dreszcz spływający po masce. 
Nie jestem ogrodnikiem i nie znam wszystkich bram, tajemniczych 

ścieżek, króliczych nor. Nie badam unerwienia każdego z liści, 
nie wychodzę o określonej porze. Niepełnosprawna, nie kończę 
spaceru pogawędką z tłustym neonazistą z sąsiedztwa, strzałem 
do własnego psa. Możesz mnie porównywać, wkurzać się i ogryzać 
kości; a ja radzę ci czytać powieści, wbijać igły pod paznokcie, 
zatkać uszy i wymyślić koniec, bo nie chce mi się zamknąć 
nawet na chwilę, tych pieprzonych drzwi. 

*This is just to say

1 komentarz: