The apparition of these faces in the crowd;
Petals on a wet, black bough.
In a Station of the Metro - Ezra Pound
Petals on a wet, black bough.
In a Station of the Metro - Ezra Pound
Chciałam tylko powiedzieć, że nie otwierałam drzwi, po prostu
zastałam uchylone i nic nie poradzę, nie mogłam się oprzeć
porannemu podglądaniu. Światło liże stopy ciepłym językiem,
łaskocze, a cienie ocierają się o kostki, wdzięczne i głuche
kocięta. Kurczęta z łapkami pokrytymi łuską, za chwilę
zgubią pióra, zmieniając się w jaszczury i będziemy płakać,
że nie mamy co jeść, że cofamy się w czasie. Codziennie
jedno spojrzenie rzucone do ogrodu jak kamień na dłonie
kobiety, która obiera pomarańcze, po nadgarstkach spływa
cisza. Puste butelki wbite w senną noc jak dodatkowe znaki,
literówki popełnione przez pijanego. Gościa, który zapomniał
rozpiąć spodnie, a teraz ciemnieją od moczu. Nieuchronność,
monotonia, tykanie. Oddziela nas długość dłoni, wyciągniętych
w powitalnym geście. Chcę ci powiedzieć, że stać mnie na jedno
spojrzenie każdego dnia. Rzucone chyłkiem i bez zastanowienia,
uśmiech taksówkarza jadącego ogrodową alejką, pocałunek dwóch
chłopców na tylnym siedzeniu, błysk, dreszcz spływający po masce.
Nie jestem ogrodnikiem i nie znam wszystkich bram, tajemniczych
ścieżek, króliczych nor. Nie badam unerwienia każdego z liści,
nie wychodzę o określonej porze. Niepełnosprawna, nie kończę
spaceru pogawędką z tłustym neonazistą z sąsiedztwa, strzałem
do własnego psa. Możesz mnie porównywać, wkurzać się i ogryzać
kości; a ja radzę ci czytać powieści, wbijać igły pod paznokcie,
zatkać uszy i wymyślić koniec, bo nie chce mi się zamknąć
nawet na chwilę, tych pieprzonych drzwi.
*This is just to say