piątek, 29 kwietnia 2011

Prima aprilis. Camtasia

Teoria hegemonii czy hegemonia teorii? Pies pogryzł człowieka 
albo na odwrót? Możesz się zgadzać lub nie, ale musisz wiedzieć, 
już jest zbyt późno, światło odlepia się od ścian, odpada płatami 
jak tynk, z dworca. Ale odjazd, mówisz, patrząc na pociągi, 
gorący metal tnie powietrze, upał, drżenie. Wpisane w horyzont 
tykanie zegara, w kopercie szczypta soli z drugiego krańca oka. 
Słońce liże jęzory wywalone na wierzch, wypala dziury w pamięci, 
lecz opalony bokser nie wie, z kim walczył tamtego lata, roku 
bezpańskiego 1975. Mijamy się obok psa chłepczącego wodę 
z zagłębień w betonie, zamieniamy mineralkę w ropę, na trzeźwo 
i bez poczucia winy. Parking, kilka pozlepianych kłaków. 

Siadamy przed telewizorami i obserwujemy niszczenie 
taśmy, coraz większe przepalenia. Lewy sierpowy. Polna ścieżka, 
sierpy w skansenie, guma do żucia wokół ziarnka piasku. 
Zapach zboża umiera i nigdy nie trafia do chleba. Przesilenie. Światło 
wczepia się w wełnę, jeszcze potężniejsze jest nasze pożądanie, 
drażliwość, drapanki. Rzucamy rzepy na wiatr nowemu pokoleniu 
licealistek. Żniwa to czynność cykliczna, odwieczny symbol odejmowania, 
obcinania końcówek. Mamy rzepy przy kolorowych Nike’ach, tuż za rogiem 
wyjadamy niedojrzałe brzoskwinie z przycmentarnych działek. 
Ku pokrzepieniu bioder. 

Rozwiązłość, dyndanie, rozpiętość skrzydeł wypchanych jastrzębi 
i naszych koszul. Ostatnia godzina, mrowienie, trzask sosnowych 
drzwi, heblowanie. Żeby oszlifować kamień potrzeba skrawka ciszy, 
kawałka ubrania, braku związku. Wycierasz usta po seksie, froterujesz 
ręką, are you fucking or kidding me? Skarbie, ja uwielbiam wielojęzyczność, 
ale bez przesady, skończmy wreszcie gadać i przejdźmy do dzieła: 
jazda na przód, gdzie zachodzą słońca, zmiany i rozkład; tylko w teorii 
puste wagony piłują za nas ciszę, a bezpańskie szepty strzegą składów.

1 komentarz: